Była sobie szafeczka - zapomniana, brudna leżała gdzieś w ciemnościach, pod stertą niepotrzebnych rzeczy. Pewnego razu ujrzała światło dzienne i pojawiła się nadzieja na drugie "życie".
Plan były prosty, wykonanie trochę trudniejsze:
- zeskrobać, zedrzeć, zeszlifować kilka warstw farby olejnej,
- odkręcić zawiasy, mechanizm zamykający, wystające gwoździe i inne metalowe bliżej nieokreślone elementy (co ułatwi oczyszczanie - jak się później okazało trzeba było wykonać tą czynność na samym początku)
- wyrównać, wygładzić
- nadać ciekawy wygląd
- polakierować
W ruch poszedł stary nóż do struga, później szlifierka taśmowa, wiertarka z przystawką do papieru ściernego (taki krążek) i szlifierka oscylacyjna.
Pomimo tych wszystkich zabiegów można znaleźć jeszcze ślady białej farby, pewne nierówności i ogólnie niedoskonałości, ale to tylko sprawia, że nasza szafeczka jest niepowtarzalna i ciekawa.
Same zdobienia (pomysł) - krzyż i "wijące się kreski" powstały dopiero w trakcie prac "odkrywkowych".
Starałem się, aby nawiązywały do siebie stylem stąd motyw umieszczony na dole drzwiczek powielony jest na krzyżu w postaci "odwrotnego" malowania.
Na koniec zostanie zamontowany zamek i będzie prawdziwy kluczyk;) co by żaden mały ludzik nie dostał się do zawartości apteczki;)